niedziela, 10 kwietnia 2016

Opowiadanie: Fear of the dark

Było już grubo po północy. Jack szedł ulicami małego, starego miasteczka do domu. Jak zwykle w uszach tkwiły mu słuchawki. Zawsze miał je pod ręką, bo muzyka dawała mu pewność siebie, oraz w pewien sposób odcinała go od nie zawsze kolorowej rzeczywistości. Słuchał muzyki gdy był sam, aby uczucie samotności nie ogarniało go. Słuchał muzyki w komunikacji miejskiej, aby uwolnić się od jazgotu współpasażerów i hałasu silnika. I słuchał jej, tak jak teraz, podczas nocnych powrotów do domu. Zawsze gdy zapominał słuchawek z domu, lub gdy bateria w telefonie rozładowywała mu się, był zirytowany, jednak nie było to nic bardzo strasznego.
Co innego nocą. Bez muzyki powroty były przerażające. Zupełnie jak w utworze Fear of the dark Ironów, Jack słyszał za plecami odgłos kroków, skóra na karku jeżyła mu się, a gdy odwracał się aby spojrzeć czy jest bezpieczny, za plecami nikogo nie było.

Tym razem na szczęście bateria w telefonie jeszcze była, zostało ostatnie kilka procent. Szedł więc jak najszybciej, powstrzymując się jednak od biegu. Aby szybciej dojść do domu zdecydował się przejść przez szczątkowo oświetlony park. Nie cierpiał chodzić po nim nocą, jednak wizja kontynuowania spaceru okrężną drogą bez muzyki przerażała go dużo bardziej. Gdy wszedł do parku w słuchawkach usłyszał pierwsze dźwięki, a jakże, Fear of the dark. Uśmiechnął się pod nosem. Czy to może być zbieg okoliczności? Zapytał sam siebie. I mrucząc pod nosem klasyczny riff poszedł przed siebie.

Have you ever been alone at night
Thought you heard footsteps behind
And turned around and no one's there?
And as you quicken up your pace
You find it hard to look again
Because you're sure there's someone there.

Jack obejrzał się nerwowo za siebie. Bruce śpiewając wpływał na jego wyobraźnię. Zaraz po tym, jak wokalista wypowiedział ostatnie słowa piosenki. When I'm walking a dark road, I am a man who walks alone. Dźwięk w słuchawkach urwał się. Chłopak wyjął swój telefon z kieszeni. Brak reakcji. Bateria padła. Kurwa! - mruknął zdenerwowany. Wyszarpnął słuchawki z uszu i wepchnął je ze złością do kieszeni spodni. Nie zdążył przejść nawet połowy parku. Złość szybko opadła bo na jej miejsce bezpardonowo wepchnął się strach. Jack przyspieszył kroku i podśpiewując pod nosem kawałek Iron Maiden, który idealnie oddawał jego uczucia, szedł przed siebie ignorując projekcje swojego umysłu, sugerujące mu, że całe zło świata czai się za najbliższym zakrętem, czy krzakiem. Gdy przechodził obok niewielkiej altany, w słabym świetle latarni dojrzał cień człowieka, niemal zerwał się do biegu, zaburzając rytm kroków. Szybko zorientował się, że jest to jedynie bezdomny, który latem pomieszkuje w parku, i nieco się uspokoił
- Dobry wieczór. - pozdrowił go bezdomny. Jednak Jack był zbyt przestraszony by cokolwiek powiedzieć i czym prędzej ruszył dalej.
Cały czas wmawiał sobie to, jak irracjonalny jest jego strach przed ciemnością. Gdy był jeszcze w gimnazjum w momentach strachu zwracał się o pomoc do Boga. Prowadził do niego monolog lub po prostu klepał wyuczone modlitwy. Dziś nie wierzył już w Boga, ani w żadną inną wyższą siłę. Zaczął więc mówić do siebie pod nosem, aby poczuć się nieco pewniej. Nie zdążył przejść nawet pięćdziesięciu metrów, gdy znów dopadło go wrażenie, że ktoś za nim podąża. Zamilkł i zaczął nasłuchiwać. W momencie gdy odwracał głowę, ktoś rzucił się na niego zaczął go podduszać ramieniem, a drugą rękę z nożem zbliżył do twarzy chłopaka. Głowa napastnika zbliżyła się do głowy Jacka, a  jego usta niemal dotknęły ucha ofiary.
- Mi zawsze się odpowiada. Wiesz? - przerażony Jacek od razu rozpoznał głos. Tak niski i zachrypnięty głos miał kloszard, którego się przed chwilą wystraszył. - Ci, którzy mi nie odpowiadają bardzo źle kończą. Chcesz skończyć źle Jack?
Chłopak poczuł ciepłą strugę spływającą mu po nodze. To już nie był ten sam głos, stał się jakby robotyczny, a pogłos, który mu towarzyszył, był iście demoniczny. Nie dziwne, że Jack zmoczył spodnie.
- Pamiętajcie o tym, ty i twoi przyjaciele. Baju baj.
Napastnik puścił Jacka, ten od razu odwrócił się, aby natrzeć na bezdomnego, ale za nim nikogo nie było. Przez chwilę nerwowo się rozglądał, po czym przetarł mokrą od potu twarz dłonią. Poczuł intensywne szczypanie na policzku, a na dłoni dostrzegł krew.
- No co za chuj! - wydarł się jak najgłośniej, jednak na sam koniec głos mu się załamał, ponieważ w oddali zobaczył dwa czerwone ślepia które odbiły światło latarni. Nie zwlekając już ani chwili dłużej ruszył biegiem ku najbliższemu wyjściu z parku. Poziom adrenaliny utrzymał się na wysokim poziomie jeszcze długo po wybiegnięciu poza jego granice. Dopiero gdy wbiegł na swoją ulicę, zatrzymał się by złapać oddech. Odruchowo sięgnął do kieszeni sprawdzić telefon. Gdy nacisnął przycisk blokady ekranu, przypomniał sobie, że bateria jest wyczerpana. Już chował telefon do kieszeni, gdy z głośnika zaczęła lecieć piosenka Mesajaha Jestem Każdym. Zdziwiło to Jacka tym bardziej, że z tego co pamiętał usunął ją jakiś czas temu z pamięci telefonu, bo nie przypadła mu za bardzo do gustu. Nie był w stanie jej wyciszyć, smartfon nie reagował w żaden sposób. Przycisnął go więc do ciała i ruszył spokojnym krokiem do domu. Gdy dotarł na miejsce, utwór dobiegł końca. Po cichu dostał się do swojego pokoju, zapalił światło, włączył muzykę ze swojego małego HI-FI na najniższym poziomie głośności i poszedł spać. Był tak zmęczony, że nie miał najmniejszych problemów z zaśnięciem. A na telefonie, którego nie zdążył nawet podłączyć do ładowania, wyświetlił się napis:

To było niespodziewane, nieprawdaż?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz