czwartek, 3 września 2015

Opowiadanie: "Tego już za dużo"

Kolejny letni poranek zapowiadał się jak każdy inny w tej niewielkiej wiosce w środku lasu. Tak przynajmniej wydawało się jej wodzowi. Mylił się on ogromnie. Początek dnia był faktycznie podobny do każdego innego. Ubrał się, umył twarz i zęby, po czym ruszył do stołówki na śniadanie. Po wyjściu z domu poczuł się trochę nieswojo, nikt nie zmierzał na śniadanie. "Może wszyscy wstali dziś wcześniej?- Zastanawiał sie.- Albo nadal śpią"- Uśmiechnął się pod nosem. Z kuchni czuł już zapach jedzenia więc mógł być pewien, że przynajmniej jeden z mieszkańców wioski już nie śpi.
Otworzył drzwi jadalni i stanął jak wryty. Wszyscy jego podopieczni stali w wielorzędowym  pół okręgu przy drzwiach, spojrzał badawczo po każdym z zebranych, kogoś brakowało. Szybko się zorientował, że brakuje jedynej kobiety w wiosce. Po chwili otrząsnął się.
-Co tu się wyprawia? Czemu nie jecie śniadania?- Wśród zebranych panowała cisza.
-Hm? Ktoś mi to wytłumaczy? -Pytał zniecierpliwiony.
Przed szereg wyszedł najbardziej elokwentny ze wszystkich.
-Papo Smerfie. Dyskutowaliśmy dziś całą noc. Nie chcemy już dłużej praktykować tej maskarady. To już za długo. Nie, chłopaki?
-Tak!- Odparli gromko, lecz niezbyt synchronicznie jego koledzy. A jeden z nich dodał.
-Tak jak mówi Ważniak. Mamy już dość pierdolenia się w tych chujowych, pokurczonych, niebieskich ciałach.
-Osiłku, nie wyrażaj się tak!-Oburzył się Papa Smerf. - To jest cały czas nagrywane dla dzieci. Pamiętaj, że te kamery nigdy nie przestają działać.
-W dupie mamy już te dzieci.- Wtrącił się Ciamajda.- Doprowadzają nas do szału te wszystkie ładne słówka. Nasze wyolbrzymione do rozmiarów jebanych Oszluzgów cechy. I te pojebane imiona.- Przerwał na chwilę by wziąć głębszy oddech. - Kto do rozepchanej jak studnia pizdy smerfetki wymyślił takie imię? Ciamajda?  - Wśród pozostałych smerfów rozbrzmiał gromki śmiech. - To jest przesada! Chcemy żebyś przywrócił nam dawne życie. Wiemy, że łatwiej będzie znaleźć naszą wioskę, ale przynajmniej będziemy szczęśliwi. Nauczymy się bronić. Już od jakiegoś czasu trenowaliśmy w lesie w tajemnicy przed tobą. Już sobie radzimy. Tkwimy już w tej formie dokładnie 239 i pół roku. To o 239 lat za dużo.
-Dobrze. - Odparł najstarszy. - Rozumiem was moje smerfy...
- Nie nazywaj nas już tak. - Oburzył się Łasuch.
-Jeszcze dziś - kontynuował udając że nie usłyszał uwagi -  przygotuję zmianę do dawnej formy. Bądźcie wszyscy dziś w południe przy studni.
-A co będzie ze smerfetką? Przecież ona nigdy nie była jedną z nas. - Ważniak poruszył temat, który zajął większość ich nocnej obrady. - Nie chcemy jej zostawić w tym stanie.
-Nie martwcie się, od dawna mam już wszystko gotowe na wypadek takiej prośby z waszej strony. O smerfetce też pomyślałem.
Wszystkie smerfy zamarły że zdumienia. Jedynie na Zgrywusie nie wywarło to żadnego wrażenia.
-To smerfnie... Tfu! Kurwa! Znaczy, zajebiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz